Nim wpadłem na coś zadowalającego byliśmy już na miejscu. Julia przyspieszyła kroku by z sarnią gracją wskoczyć po schodach na werandę. Wyciągnęła klucze z kieszeni swojego popielatego płaszcza i otwarła nam drzwi. Na naszych twarzach poczuliśmy ciepło próbujące wydostać się z wnętrza. Wraz z nim nadszedł do mnie interesujący zapach. Jakby znajomy a jednak trochę inny. Była to przyjemna woń ciasta marchewkowego. Wszedłem do domu niczym zaczarowany, by ujrzeć cudowny wypiek na stole w jadalni
[CZYTAJ]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz