wtorek, 8 września 2015

Buenaventura - Rozdział V



Ciemność już dawno spowiła tę część półkuli, pozwalając księżycowi przyćmić słońce. Rozbrzmiewał blaskiem na czarnym, gwieździstym niebie, prezentując się jeszcze piękniej z dala od sztucznych, miastowych świateł. Rozpraszał mnie, ale i oświetlał drogę, gdy pędziłam między drzewami w obawie, że już jest za późno. Wybiegłam z lasu na polanę, która była mi już znajoma – nie mogłam sobie jednak przypomnieć, kiedy i w jakich okolicznościach ją widziałam. Otwarta przestrzeń otoczona wokół gęsto posadzonymi drzewami kończyła się stawem. Spóźniłam się. Panika sparaliżowała mnie od stóp po czubek głowy, uniemożliwiając wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Widziałam ich. Widziałam, jak Shane tonie w wodzie, zapędzony do niej przez wilka. Jego ręka, otwarta dłoń wołająca o pomoc, powoli ginęła w wodzie. Zwierz zawył, jakby z zadowolenia, przybierając ludzką formę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz